5000 km pierwsze objazdowe wakacje Zoi, czyli Wenecja z maluchem. Nasza wielka włoska wyprawa rozpoczęła się nocą. To najlepszy moment dla półrocznego maluszka. Zozo dostała kolację, ubraliśmy ją w piżamkę i wsiedliśmy do zapakowanego auta. Pooglądałyśmy książeczki, pobawiliśmy się lalkami i Zojka odleciała. Przebudziła się dopiero około 5. Całkiem nieźle wyspana, zadowolona i z uśmiechem na twarzy. Zjedliśmy śniadanie, pobawiłyśmy się i znów zasnęła na około trzy godzinki. Marudziła jedynie w trakcie ostatniej godziny podróży. Tak dojechaliśmy do Wenecji. Całość o tym jak się przygotować i jak zając maluszka w trakcie długiej podróży, znajdziecie w osobnym poście.














Kilka praktycznych wskazówek dla podróżujących autem do miasta na wodzie:
- Samochód musicie zostawić na parkingu przed mostem wiodącym do miasta. My dojechaliśmy do ostatnich możliwych parkingów. Cena za dobę 6 euro. To dosyć ciekawa sytuacja, ponieważ mimo tego, że zostawiliśmy auto na niecałe 24h, policzyli nas jak za dwie doby. Dla nich doba zaczyna się o 24 i kończy o 23:59, więc staliśmy dwie doby 🙂
- Warto przygotować sobie podręczną torbę czy plecaczek z najpotrzebniejszymi rzeczami. My mieliśmy w Wenecji nocleg, więc zrobiło się tego całkiem sporo. Głównie dlatego, że mieliśmy ze sobą sporo elektorniki. Niestety nie wpadłam na pomysł z „niezbędnikiem” i musiałam przewertować połowę naszego bagażu. Co ważne, ograniczcie się do zupełnego minimum, gdyż później musicie to nosić.
- Oprócz tego, że nosicie swoje rzeczy, to jeszcze pamiętajcie o tym, że wózek też trzeba będzie dźwigać po wszystkich mostkach. A jak wiecie, jest ich wiele! Ci, którzy korzystają z chust, to powinni przemyśleć ich zabranie. W czasie upałów jest ono mało komfortowe dla maluszka i mamy, ale tu akurat się sprawdzi. My mieliśmy wózek, ale na szczęście lekką spacerówkę i do tego dwóch siłaczy do noszenia.
- Pamiętajcie, żeby zabrać dla bobasa najpotrzebniejsze rzeczy. Znaleźć w tym mieście sklep z produktami dla dzieci, to duże wyzwanie 🙂
- Warto mieć ze sobą małą mapkę z punktami odniesienia. My gubiliśmy się co chwilę, co powodowało na szczęście więcej śmiechu niż złości. Mapkę poprosiłam w napotkanym hotel. Zazwyczaj mają dla gości takie cudne, kolorowe z zaznaczonym atrakcjami.
- W kwestii map! Nawet wykupiony dodatkowy pakiet internetu nie do końca nam pomógł. Posiłkowaliśmy się wersją offline. Świetnie sprawdza się aplikacja Here. Korzytamy z niej za każdym razem wyjeżdżając za granicę. Trzeba z nią o tyle uważać, że na serio wybiera najkrótszą z możliwych tras. Czasami takimi uliczkami, że kiedyś na przykład mieliśmy problem z przejechaniem nimi z przyczepką campingową.
- Czasami podczas podróży kupujemy karty telefoniczne z danego kraju i doładowujemy internet. Niestety nie zawsze się to sprawdza. W Maroko karta mimo posiadanego pakietu z internetem nie działała.
Dlaczego warto i kiedy – Wenecja z maluchem
Wracając do zwiedzania. Wenecja z maluchem robi się przyjemniejsza wieczorem, dlatego polecamy nocleg w tym mieście. O zmierzchu i nocą w końcu można zaznać nieco spokoju. Spora część turystów ucieka na stały ląd. Dzięki temu zaliczyliśmy cudowny spacer, pyszną kolacyjkę w postaci lodów, pizzy i najlepszych frytek jakie jedliśmy w barze. Miasta, a szczególnie te portowe, lubię zwiedzać nocą i chłonąć ich uroki. Gwar w kawiarenkach, odgłosy portu i gra świateł. Wenecja jest pod tym względem magiczna.
Moim zdaniem to must have dla każdego, kto choć trochę lubi podziwiać perełki architektoniczne. Jej położenie na wodzie, ma swoje konsekwencje. Podczas odpływu robi się dosyć zapaszyście. My na szczęście trafiliśmy w dobrą porę.







Nocleg też był dosyć osobliwy. Drzwi mieszkanka szukaliśmy dosyć długo 🙂 Okazało się, że to malutka klitka, choć całkiem przytulna. Oczywiście słychać było przechodzących obok ludzi, rozmowy telefoniczne sąsiadów i w zasadzie w tym był cały urok. Rankiem mogliśmy poobserwować, jak miasto budzi się do życia i podstawowe czynności mieszkańców. Nagle odkrywasz, że wszelkie dostawy, dojazdy czy zbieranie śmieci odbywa się drogą wodną.
Typowy turysta, czyli zakupy
Dawno przestaliśmy patrzeć na liczne stragany w odwiedzanych miejscach. Jeżeli już to zatrzymujemy się po magnesy, które zbieramy. Nie mogę jednak oprzeć się sklepom z biżuterią wyrabianą ręcznie. Hand made to zupełnie inna sprawa. To tak jak przydrożne straganiki z lokalnymi produktami takimi jak oliwy, przetwory, itp. Próbujemy też owoców i słodkości, które w rodzimych krajach smakują zdecydowanie lepiej. W końcu nie są mrożone i transportowane pół świata, aby trafić do naszych sklepów.





Dodaj komentarz