• ryzyko zarażenia Rota

Dziecko w szpitalu! Taki tłusty czwartek …

Zamiast ciepłego pączka, świeżutki post prosto ze szpitalnego łóżka. Piszę, gdy emocje jeszcze nie opadły… Wczorajsza noc dała mi, jako mamie, dużo do myślenia. Pamiętaj, mając dziecko w szpitalu, musisz umieć walczyć o siebie i o nie.

Wczoraj rano trafiłyśmy z Zozo do CZD na badania. Kilka razy przekładany pobyt, ponieważ w międzyczasie Mała przeszła dwa razy zapalenie płuc. Na izbie czekaliśmy stosunkowo nie długo, jak na 27 numerków przed nami. Choć zgrozą jest to, że w miejscu gdzie przebywają chorzy, są przyjęcia do szpitala dla dzieci zdrowych. Zawsze mam obawę, że właśnie przez ten fakt, zdrowe już nie wyjdziemy.

Cisza przed burzą. Dziecko w szpitalu.

Trafiliśmy na oddział, tu też swoje trzeba odstać przed przydzieleniem łóżka. Jednak w międzyczasie Zojka została zbadana i ustalono tryb postępowania, które badanie ostatecznie zostanie przeprowadzone. Dołączono nas do pokoju, gdzie już mieszkały dwie mamy z maluszkami, więc bez szafki czy fotela dla nas. Na szczęście dzieciaki miały wypis tego dnia, także już majaczyła mi wizja samotnego wieczoru z córeczką, w ciszy i spokoju. Z widokiem na całą Warszawę z 10 piętra. Niektórzy słono za to płacą w hotelach, a my mamy to za free. Super!

Nic bardziej mylnego.

dziecko w szpitalu

Około 22 przywieziono do nas na sale dwunastolatka. Od razu pomyślałam, że przynajmniej nie przywlecze żadnych infekcji wieku niemowlęcego. I tu także mój tok myślowy mnie zawiódł.

Położyliśmy się wszyscy około północy i już po pierwszej słyszę hałas i wymioty. Pół sali i korytarza zabrudzone. Chłopiec skarży się też na ból żołądka i ma biegunkę. W jednej sekundzie włączył mi się czerwony alarm, że być może moja córka właśnie została zarażona rota. Miałyśmy już taką historię po pobycie w innym szpitalu, więc co? Panika! Ale po chwili, przełączyłam się na tryb turbo mamy i zupełnie inne słowa pojawiły się w myślach.

„Ogarnij się kobieto i zabieraj swoje dziecko z tej sali”.

Natychmiast poszłam do lekarza dyżurnego, zapytałam czy może być to rota i co chcą zrobić z Zoją. Mała jest po 3 antybiotykach w ciągu ostatnich paru miesięcy i jej odporność jest praktycznie zerowa, mimo że dzielnie odbudowujemy ją każdego dnia. Zwróciłam uwagę, że nie może zostać w tym pokoju i jeżeli będzie trzeba, to zabiorę ją ze szpitala nawet w ciągu godziny. Pani doktor uznała, że nie ma gdzie jej przenieść, że jest już „dzieckiem z kontaktu” i czy faktycznie chciałabym ją zabrać. Niemalże się zgodziłam, Mariusz był pod telefonem, aby zareagować. Jednak znów odezwał się we mnie głos turbo mamy, że przecież czekaliśmy na tą wizytę od prawie pół roku! Nie dałam się zbyć i po chwili okazało się, że czeka nas nas izolatka i chwilowy kryzys zażegnany. To czy faktycznie się zaraziłyśmy i czy to faktycznie jest rota, miało się okazać nazajutrz.

Drogie Mamy, nie warto siedzieć jak cicha myszka pod miotłą i czekać na rozwój sytuacji. Trzeba założyć pakiet dużych jaj, jak mawia mój mężczyzna, i walczyć o swoje. Rozumiem, że personel szpitala uznał, że jesteśmy potencjalnym roznosicielem wirusa, więc powinniśmy zostać w tej sali. Mi jako mamie nie mieściło się to jednak w głowie. Byłam przekonana, że ja i Zoja nie dotykałyśmy żadnych wspólnych przedmiotów na sali. W zasadzie chłopiec zastał nas jak obydwie leżałyśmy już w łóżkach, więc moim zdaniem ryzyko zarażenia było nikłe. Jednak wspólna noc mogła zmienić wszystko.

Dziś rano Zozo wstała w świetnym humorze, z uśmiechem na buzi, czyli jak każdego poranka. Nic nie wskazuje na to, że w jej organizmie dzieje się coś złego, ale z tyłu głowy mam, że ten wirus może ujawnić się w każdej chwili.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *